sobota, 8 czerwca 2013

eh, ah, oh

I budzę się koło ciebie kolejny raz. Kolejny raz przychodzę do ciebie, do twojego łóżka i zasypiamy razem. Nie od razu oczywiście... I każde to spotkanie mnie zabija i uskrzydla jednocześnie. Czuję twój zapach i niczego więcej mi nie trzeba. Twoje dłonie, usta, włosy, to jak rozbierasz mnie wzrokiem i moje ciało prawie całe w cętki bo zostawiasz bo sobie ślad milimetr po milimetrze. Czuje twój oddech na moich plecach i już wiem, że szybko nie zaśniemy. Wyśpimy się w trumnie, a to chyba już niedługo bo przecież mnie zabijasz...

wtorek, 12 marca 2013

idę i umieram.

Ciężko jest mi bywać tu, gdy w moim życiu nie dzieje się nic. Nic wartego wyrzucenia tu. Bo nie dzieję się nic, bo przecież to wszystko mam już w standardzie, raz na jakiś czas muszę zawieźć się na przyjaciołach, muszę wysłuchiwać afer w domu, muszę iść przed siebie nie wiadomo dokąd zalana łzami z najsmutniejszymi kawałkami jakie są w moim odtwarzaczu... To wszystko jest już normą, przerażającą, ale jednak normą, bo zdarza się to i przyjdzie czas, że przestanie mnie dotykać. I w całej tej normie najgorszy jest ten samotny spacer, ten ze słuchawkami i nie ważne jest nic, jak bardzo jest zimno, jak bardzo deszcz pada, jak bardzo jest ciemno, bo wtedy jestem ja i tylko ja ze swoją samotnością i bólem, bo to ta chwila kiedy czuję, że ten kawałek mięsa zwany sercem rozpada się tam w środku na małe kawałeczki, a z oczu łzy wypływają i nie widzę już nic, a w głowie pytam się dlaczego znowu i dokąd mam iść... i odpowiadam sobie, że nie ma miejsca, które byłoby metą tego samotnego spaceru, nie ma ramion, na których te łzy mogłoby się zatrzymać, nie ma tych drzwi, które są zawsze otwarte i wreszcie nie ma nikogo kto wie, że ja idę i umieram z każdym krokiem...

środa, 6 lutego 2013

Przyjaźń, serioo?!

I kurcze mam przed sobą dwa listy, w których tak pięknie napisane o przyjaźni jest... i co dalej? Czemu nie czuję tego? "jestem wyjątkowa i mam się nie zmieniać", ale wyjątkowa czuje się tylko czasem, tylko dzięki Nim. Tak jak wtedy te urodziny co nie chciałam ich najmocniej na świecie. Oni zmienili ten znienawidzony przeze mnie dzień w najpiękniejszy od dawna. Czułam to co zawsze chciałam czuć, wdzięczność nie do opisania, wreszcie ktoś wtedy sprawił, że ważny dzień był tak podkreślony, był inny niż wszystkie co pozwoli mi zapamiętać go. Czułam się tak jak powinien czuć się każdy w dniu urodzin. Pamiętam swoje myśli z tego dnia, nie były tak optymistyczne, w środku dnia zaczęłam żałować, że po prostu nie zaprosiłam ich do siebie rano i spędzilibyśmy ten dzień, ale to co dla mnie zrobili wieczorem zrekompensowało to wszystko. Nigdy nikt nie sprawił jeszcze, że jednego dnia czułam się tak wyjątkowo, zabrakło mi nawet słów żeby im podziękować... I wszystko to pięknie wygląda, ale dlaczego teraz czuje się tak cholernie sama... Gdzie jest to poczucie, że jesteśmy razem, że zawsze, że w każdej chwili... Dlaczego nie miałam do kogo zadzwonić wracając w nocy cała ze łzach po spotkaniu z NIM... Wiem, wysłałam sms-a, ale nie miałam siły już napisać nic więcej, ja potrzebuję kogoś kto będzie przy mnie... I kocham ich najczystszym uczuciem, ale czemu muszę ciągle być tą, która prosi o wyciągnięcie ręki... Upadamy znów na dno, tylko, czy wszyscy się odbiją? Niech słowa nie będą tylko słowami.

wtorek, 29 stycznia 2013

eyes wide open

Otwieram jedno oko, drugie nie chce się otworzyć. Jest jakaś strasznie wczesna pora, a ja znowu zaspałam do pracy. Mam kaca i szukam po omacku wody obok łóżka. Nie ma tam wody. Jest butelka PO wodzie. Spadam ze swojego wysokiego łóżka, po chuj kupowałam takie wysokie? Upadek budzi mnie na tyle żebym mogła pójść do łazienki. Widzę w lustrze swój ryj, niezmyty makijaż z nocy i wiem, że to nie zdrowe dla mojej cery, ale litry wódki wlane w siebie tej nocy też jakieś pro zdrowotne nie były, więc nie będę się oszukiwać, że dbam o zdrowie. Ogarnęłam ryj i mniej więcej siebie. Ogarnęłam też łazienkę, bo nie obyło się bez "pawika" Wychodzę z łazienki. Włączam ekspres, szukam wzrokiem zegarka, wisi na ścianie i zawsze w tym samym miejscu jest, a ja go wiecznie kurwa szukam. To co widzę na zegarku mówi mi, że nie ma szans na kawkę i śniadanko, ale jak się spóźniać to po całości. Kiedyś mnie wywalą za to spóźnianie, Przecież nienawidzę spóźnialskich, jestem hipokrytką. W mojej lodówce jest mleko, mleko i światło. Światłem się nie najem, no to zostaje mi mleko. Biorę miskę, musli no i to mleko nieszczęsne. I niby tak zdrowo, bo musli na śniadanko, ale nie ze mną. Zapalam fajkę i popijam kawkę, obiecałam sobie, że nie będę palić w mieszkaniu, ale robię to przy otwartym oknie i wkręcam sobie z każdym papierosem, że jak przy otwartym to smród się nie zatrzyma w pokoju. Znowu szukam pieprzonego zegarka iii... jestem spóźniona jeszcze bardziej niż byłam. Miałam biegać z rana, gdzie ja mam znaleźć czas na bieganie jak ja nie mam czasu na kawę. Ale w wymówki zawsze byłam świetna. Jak się uchlałam wieczorem  to co się dziwić, że zaspałam. Alko jest nieodzownym elementem moich wieczorów. To żałosne dość, ale chyba od zawsze wiedziałam, że tak będzie wyglądało moje życie. Może nawet podświadomie doprowadziłam do tego, może chciałam tego. Przez moje mieszkanie przewija się wiele kobiet i mężczyzn, o niezdecydowana ja. Przewijają się, ale nic na dłużej. Chyba nie potrafię na dłużej, może też nie chcę? Wychodzę z mieszkania, zamykam drzwi i już wiem, że na bank o czymś zapomniałam, że będę musiała się wrócić. No, ale przecież nie będę popadać w paranoje. Schodzę po tych pieprzonych schodach, zachciało się mieszkania na 4 piętrze. Trafiam  do swojej "ukochanej" pracy. Opierdol od szefa na dzień dobry, a co! Zasuwam w korporacji, sprzedaję swoją kreatywność za marną kasę, która ledwo starcza na moje potrzeby i mieszkanie na pieprzonym 4 piętrze. Zawsze chciałam otworzyć coś własnego. No wiele chciałam, przyszedł czas, że trzeba było brać co dawali. No i wzięłam, sprzedaje się jak kurwa. Szkoda, że mi nie płacą jak kurwie. Wychodzę z tej pracy oczywiście zabierając jej sporą część do domu. Wracając zachodzę po kawę, jakoś lubię wypić z tego papierowego kubeczka, sama nie wiem dlaczego. Wchodzę do mieszkania, otwieram szeroko okno, włączam laptop i wyjmuję fajkę. Sprawdzam wszystkie portale, od których jestem uzależniona od dawna. Jak rano nie zaśpię to też to robię, ale dzisiaj się nie udało. Przeglądam po sto razy, odświeżam, nie dzieję się tam nic, ja mam mnóstwo pracy, ale co z tego nie? No i wyświetla się znajomy ryj na fejsie, no to umawiam się, na piwo, wino, wódkę, cokolwiek, najlepiej u mnie, nie lubię do baru. Znaczy lubię, ale, ale to musi być chęć, jakaś taka co przychodzi do mnie czasem-'tak dziś bar'. No, ale kończy się na dwóch piwkach, musi spadać. Nikt nie ma czasu, ja rozumiem, sama właściwie nie mam tylko czasami nie lubię być sama. Szykuję sobie herbatkę i latam milion razy do kibla, bo po browarze zawsze sikam litrami, nieważne ile bym wypiła. Herbatka gotowa, na kolacje jogurcik. Dziś na spokojnie. Biorę prysznic. Zabieram za sobą pracę do łóżka i kochamy się kilka godzin. No i stosunek przerywany, bo nie mam ochoty tego kończyć. Biorę pracę do domu i za każdym razem obiecuję sobie, że usiądę do tego, a i tak znów wróci ze mną do pieprzonego biurowca. Poczytam jeszcze jakiś erotyk, podobno kobiety czytające erotyki są lepszymi kochankami, wyczytałam to gdzieś. Dziś nikt nie przewinął się na noc, ja zupełnie trzeźwa, no to pozostaje mi przyjaciel z szufladki szafki nocnej i lulu.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Prysznicowe przemyślenia!



Jak mówi tytuł, myśli spod prysznica. Swoją drogą co łazienka ma w sobie takiego, że w głowie jest jakiś totalny rozpierdol myśli? Dziwna sprawa. No nic, trzeba z tym żyć. Poćwiczyłam sobie z rana, brak jakiegokolwiek życia towarzyskiego daje mi czas dla siebie, czas, który staram się spędzić korzystanie dla samej siebie, taki mój egoistyczny czas. No i jak to po ćwiczeniu, pod prysznic. Tam zrodziła się myśl, że trochę "nie wypada" tak długo tutaj milczeć na blogu, a zaraz później przyszła myśl, czy ja w ogóle przejmuję się tym co "wypada", a co nie? Raczej średnio, mój WESOŁY mózg zawsze przypomni sobie coś zabawnego, albo z zupełnie nie zabawnej sytuacji zrobi kabaret, jednym zdaniem: nie potrafię się zachowywać poważnie w wymagających tego sytuacjach. No to skoro mam w dupie, że "nie wypada" to może po prostu nie chciałam żeby przez tak długi czas była tu jakaś luka.
Ostatnio zdałam sobie sprawę, że w moim życiu jest co raz mniej osób, które znaczą dla mnie coś więcej, dla których jestem w stanie rzucić wszystko. Zawsze taka byłam, potrafiłam rzucić nawet ważne sprawy, bo ktoś prosił, bo potrzebował, teraz większość znanych mi osób odzywa się tylko i wyłącznie w chwili potrzeby, ale już mnie to nie dotyka jak wcześniej, nie rzucam się z pomocą, teraz dla takich osób nie rzucę nawet gapienia się w ścianę. Przez te różne przeżycia jestem już  znieczulona, tyle razy zawiodłam się na człowieku, więc czy jeszcze coś może mnie dotknąć? Pewnie tak, ale na chwilę obecną nie chcę się o tym przekonywać.

Szanujcie swoich przyjaciół, poświęcajcie im swój czas, bo to najlepiej zainwestowany czas, oczywiście inwestujcie czas również siebie, mały % egoizmu też jest ważny! ;)    -czerwona

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dlaczego...? dlaczego umarłaś?

Dlaczego mnie zostawiłaś...? Dlaczego nikt nie uprzedził, że Cie zabierze. Tak bardzo bałam się Twojej śmierci.. nie wiedziałam, że przyjdzie tak szybko. Doskonale pamiętam każdą wspólną chwilę, a zwłaszcza ten czas, który spędzałyśmy tylko we dwie, kiedy nie było nikogo innego i nikt inny się nie liczył, to było takie NASZE, takie wyjątkowe, jak każdy dzień z Tobą. Nie wiem dlaczego Bóg mi Cie zabrał, przecież to Twoje pojawienie się w moim życiu utwierdziło mnie w wierze w Niego, a On tak zwyczajnie mi Cie zabrał. Pozbyłam się większości Twoich rzeczy, umarłaś więc nie miały już żadnego znaczenia, po co mi coś co przypomina to czego już nigdy nie zaznam. Ile razy mogłam czytać te listy, które kiedyś wywoływały we mnie radość do łez, gdy Ciebie już nie ma były to tylko łzy smutku. Pamiętam nasz ostatni pocałunek, już wtedy wiedziałyśmy, że umrzesz, ale udawałyśmy. Nikt nie powiedział, że ten będzie właśnie tym ostatnim, gdybyśmy wiedziały może   byłby bardziej wyjątkowy. Chociaż właściwie każde zbliżenie się Twoich ust do moich było wyjątkowe, za każdym razem czułam tą wyjątkowość, nie poczułam tego już nigdy więcej. Właściwie pogodziłam się już z Twoją śmiercią, żyje normalnie, tak myślę, ale gdzieś w środku czasem pojawia się pytanie jakby teraz wyglądało moja życie i czy byłoby NASZYM. Zawsze celebrowałyśmy to słowo, zawsze MY, nigdy ty i ja. Było wiele złego i dobrego, ale jak już coś się teraz pojawia w mojej głowie to tylko te dobre, wspominam i uśmiecham się do siebie, gdy myślę jak pisałaś sms-a, czy dojechałam do domu, jak tęsknisz, budziłyśmy się razem i zasypiałyśmy dzięki telefonom, kochałam, gdy dzwoniłaś wieczorem i rozmawiałyśmy godzinami mówiłaś "dobranoc, kocham cię x...'' Już nigdy nikt tak do mnie nie powie, te słowa już nie będą miały takie siły... Po tych słowach potrafiłam przeleżeć pół nocy nie śpiąc ze szczęścia. A teraz Cię nie ma... Leżysz w białej trumnie, w grobie z różami ode mnie, tak jak obiecałam. Pamiętam ten moment i to jak serce mi pękało, a trumna zjeżdżała w dół i nie było już nic i świat się zawalił. Tak bardzo chciałam Cie przytulić i pocałować, żeby tamten ostatni nim nie był... Przecież miałyśmy być na zawsze...