wtorek, 12 marca 2013

idę i umieram.

Ciężko jest mi bywać tu, gdy w moim życiu nie dzieje się nic. Nic wartego wyrzucenia tu. Bo nie dzieję się nic, bo przecież to wszystko mam już w standardzie, raz na jakiś czas muszę zawieźć się na przyjaciołach, muszę wysłuchiwać afer w domu, muszę iść przed siebie nie wiadomo dokąd zalana łzami z najsmutniejszymi kawałkami jakie są w moim odtwarzaczu... To wszystko jest już normą, przerażającą, ale jednak normą, bo zdarza się to i przyjdzie czas, że przestanie mnie dotykać. I w całej tej normie najgorszy jest ten samotny spacer, ten ze słuchawkami i nie ważne jest nic, jak bardzo jest zimno, jak bardzo deszcz pada, jak bardzo jest ciemno, bo wtedy jestem ja i tylko ja ze swoją samotnością i bólem, bo to ta chwila kiedy czuję, że ten kawałek mięsa zwany sercem rozpada się tam w środku na małe kawałeczki, a z oczu łzy wypływają i nie widzę już nic, a w głowie pytam się dlaczego znowu i dokąd mam iść... i odpowiadam sobie, że nie ma miejsca, które byłoby metą tego samotnego spaceru, nie ma ramion, na których te łzy mogłoby się zatrzymać, nie ma tych drzwi, które są zawsze otwarte i wreszcie nie ma nikogo kto wie, że ja idę i umieram z każdym krokiem...

4 komentarze: