wtorek, 29 stycznia 2013

eyes wide open

Otwieram jedno oko, drugie nie chce się otworzyć. Jest jakaś strasznie wczesna pora, a ja znowu zaspałam do pracy. Mam kaca i szukam po omacku wody obok łóżka. Nie ma tam wody. Jest butelka PO wodzie. Spadam ze swojego wysokiego łóżka, po chuj kupowałam takie wysokie? Upadek budzi mnie na tyle żebym mogła pójść do łazienki. Widzę w lustrze swój ryj, niezmyty makijaż z nocy i wiem, że to nie zdrowe dla mojej cery, ale litry wódki wlane w siebie tej nocy też jakieś pro zdrowotne nie były, więc nie będę się oszukiwać, że dbam o zdrowie. Ogarnęłam ryj i mniej więcej siebie. Ogarnęłam też łazienkę, bo nie obyło się bez "pawika" Wychodzę z łazienki. Włączam ekspres, szukam wzrokiem zegarka, wisi na ścianie i zawsze w tym samym miejscu jest, a ja go wiecznie kurwa szukam. To co widzę na zegarku mówi mi, że nie ma szans na kawkę i śniadanko, ale jak się spóźniać to po całości. Kiedyś mnie wywalą za to spóźnianie, Przecież nienawidzę spóźnialskich, jestem hipokrytką. W mojej lodówce jest mleko, mleko i światło. Światłem się nie najem, no to zostaje mi mleko. Biorę miskę, musli no i to mleko nieszczęsne. I niby tak zdrowo, bo musli na śniadanko, ale nie ze mną. Zapalam fajkę i popijam kawkę, obiecałam sobie, że nie będę palić w mieszkaniu, ale robię to przy otwartym oknie i wkręcam sobie z każdym papierosem, że jak przy otwartym to smród się nie zatrzyma w pokoju. Znowu szukam pieprzonego zegarka iii... jestem spóźniona jeszcze bardziej niż byłam. Miałam biegać z rana, gdzie ja mam znaleźć czas na bieganie jak ja nie mam czasu na kawę. Ale w wymówki zawsze byłam świetna. Jak się uchlałam wieczorem  to co się dziwić, że zaspałam. Alko jest nieodzownym elementem moich wieczorów. To żałosne dość, ale chyba od zawsze wiedziałam, że tak będzie wyglądało moje życie. Może nawet podświadomie doprowadziłam do tego, może chciałam tego. Przez moje mieszkanie przewija się wiele kobiet i mężczyzn, o niezdecydowana ja. Przewijają się, ale nic na dłużej. Chyba nie potrafię na dłużej, może też nie chcę? Wychodzę z mieszkania, zamykam drzwi i już wiem, że na bank o czymś zapomniałam, że będę musiała się wrócić. No, ale przecież nie będę popadać w paranoje. Schodzę po tych pieprzonych schodach, zachciało się mieszkania na 4 piętrze. Trafiam  do swojej "ukochanej" pracy. Opierdol od szefa na dzień dobry, a co! Zasuwam w korporacji, sprzedaję swoją kreatywność za marną kasę, która ledwo starcza na moje potrzeby i mieszkanie na pieprzonym 4 piętrze. Zawsze chciałam otworzyć coś własnego. No wiele chciałam, przyszedł czas, że trzeba było brać co dawali. No i wzięłam, sprzedaje się jak kurwa. Szkoda, że mi nie płacą jak kurwie. Wychodzę z tej pracy oczywiście zabierając jej sporą część do domu. Wracając zachodzę po kawę, jakoś lubię wypić z tego papierowego kubeczka, sama nie wiem dlaczego. Wchodzę do mieszkania, otwieram szeroko okno, włączam laptop i wyjmuję fajkę. Sprawdzam wszystkie portale, od których jestem uzależniona od dawna. Jak rano nie zaśpię to też to robię, ale dzisiaj się nie udało. Przeglądam po sto razy, odświeżam, nie dzieję się tam nic, ja mam mnóstwo pracy, ale co z tego nie? No i wyświetla się znajomy ryj na fejsie, no to umawiam się, na piwo, wino, wódkę, cokolwiek, najlepiej u mnie, nie lubię do baru. Znaczy lubię, ale, ale to musi być chęć, jakaś taka co przychodzi do mnie czasem-'tak dziś bar'. No, ale kończy się na dwóch piwkach, musi spadać. Nikt nie ma czasu, ja rozumiem, sama właściwie nie mam tylko czasami nie lubię być sama. Szykuję sobie herbatkę i latam milion razy do kibla, bo po browarze zawsze sikam litrami, nieważne ile bym wypiła. Herbatka gotowa, na kolacje jogurcik. Dziś na spokojnie. Biorę prysznic. Zabieram za sobą pracę do łóżka i kochamy się kilka godzin. No i stosunek przerywany, bo nie mam ochoty tego kończyć. Biorę pracę do domu i za każdym razem obiecuję sobie, że usiądę do tego, a i tak znów wróci ze mną do pieprzonego biurowca. Poczytam jeszcze jakiś erotyk, podobno kobiety czytające erotyki są lepszymi kochankami, wyczytałam to gdzieś. Dziś nikt nie przewinął się na noc, ja zupełnie trzeźwa, no to pozostaje mi przyjaciel z szufladki szafki nocnej i lulu.

1 komentarz:

  1. Uuu, znam takie poranki, z tym, że moja partia wody zawsze była w lodówce, a do niej naprawdę daleko.
    No i mieszkając z dwójką znajomych nie obywało się bez zakrapianych wieczorów i imprez, także na 4 piętrze ;)

    OdpowiedzUsuń